wtorek, 16 sierpnia 2016

Encyklopedia Zdrowych Deserów: Kuleczki kokosowe


Ciężko uwierzyć, jak długo mnie tutaj nie było i jak szybko biegnie czas. Szczególnie szybko, gdy człowiek jest w ferworze zmieniania swojego życia. ;-) Ostatnio żyję w sporym stresie, ale wierzę, że wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia. :)

W ramach przeprosin przychodzę z banalnym i przepysznym deserem - przedstawiam zdrowe kokosowe kuleczki.






Składniki:

- mąka kokosowa
- mleko kokosowe
- miód lub syrop klonowy
- dobrej jakości czekolada 


Wykonanie:

Wybraną ilość mąki kokosowej wsypujemy do miseczki i powoli dodajemy mleko, tak żeby cała mąka została związana i dało się wyrobić jednolitą masę. Następnie stopniowo dodajemy miód lub syrop, mieszamy i próbujemy masy, czy już ma odpowiednią dla nas słodkość.
Nie podawałam proporcji składników, bo uważam, że jest to bez sensu - przy tak prostym przepisie każdy znajdzie swoje idealne proporcje. :)
Gotową masę formujemy w kuleczki, schładzamy w lodówce. W tym czasie rozpuszczamy czekoladę w kąpieli wodnej i polewamy nią schłodzone kuleczki. Następnie znów wkładamy je do lodówki, aby czekolada stężała - i gotowe.


Zapewne część osób zastanawia się teraz, czy mąkę kokosową można jeść na surowo? Tak, jak najbardziej! Nie jest to tak naprawdę mąka w dosłownym znaczeniu tego słowa, tylko miąższ kokosa, który został wysuszony i zmielony na "mąkę". Tak więc możemy ten aromatyczny dodatek jeść w surowych deserach, owsiankach, musli, jogurtach, stosować jako kokosową posypkę - możliwości są nieograniczone. :)


Smacznego!









środa, 15 czerwca 2016

Plantacje zielonej herbaty w Korei Południowej


Zapraszam na kolejną porcję wspomnień z podróży do Korei Południowej. :)








Korea słynie z produkcji herbaty i ze swoich plantacji. Równiutkie krzaczki zielonej herbaty to naprawdę piękny widok, chociaż sama roślina trochę mnie zaskoczyła.
Jakoś zawsze mi się wydawało, że herbata ma miękkie, bardzo delikatne listki. To chyba wpływ reklam, gdzie owe listki są z namaszczeniem zrywane. ;)
Okazało się, że liście herbaty są twarde, mogę je porównać do naszego bukszpanu.



Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek




Zielona herbata ma również swoje muzeum. :)



Obrazek

Obrazek

Obrazek




Odwiedziliśmy też kawiarnię, gdzie wszystko kręci się wokół tego zielonego trunku. :)



Obrazek


I oczywiście przywieźliśmy zapasy herbaty dla nas i rodziny!








niedziela, 12 czerwca 2016

Encyklopedia Zdrowych Deserów: Kokosowa panna cotta z musem ananasowym


Czyli deser o smaku pina colady!

Panna cotta znaczy "gotowana śmietanka". W wersji na mleku kokosowym usuwamy kluczowy składnik, ale śmiem twierdzić, że panna cotta kokosowa jest nawet lepsza od oryginału.

Tradycyjną żelatynę wieprzową zastąpiłam agarem. Jest to naturalna substancja pochodzenia roślinnego, wytwarzana z krasnorostów. Dzięki swoim właściwościom żelującym jest zdrową i bezpieczną alternatywą dla żelatyny.

I na koniec orzeźwiający mus z ananasa. Idealny deser na lato. :)






 Składniki:


- 400 ml mleka kokosowego
- ok. 50 ml syropu klonowego (lub miodu)
- agar-agar - ilość zgodnie z zaleceniami producenta na opakowaniu, u mnie około 5 g
- ananas



Wykonanie:


Mleko kokosowe przelewamy do garnka. Dodajemy syrop (miód) i mieszając doprowadzamy do zagotowania. Następnie dodajemy stopniowo agar, cały czas mieszając, żeby całkowicie się rozpuścił. Gotujemy jeszcze około minuty, następnie przelewamy do przygotowanych pucharków.
Po wystudzeniu wstawiamy do lodówki do czasu całkowitego stężenia.
Ananasa obieramy, miksujemy na gładko i tak powstały mus przelewamy na gotową panna cottę.


Smacznego!









poniedziałek, 6 czerwca 2016

Nowości w mojej kosmetyczce - czerwiec 2016



Zapraszam na kilka letnich nowości kosmetycznych.. :)


Perfumy Hermes Un Jardin Sur Le Nil


Nuty głowy: marchew, zielone mango, grejpfrut, pomidor
Nuty serca: pomarańcza, lotos, hiacynt, sitowie, piwonia
Nuty bazy: labdanum, kadzidło, cynamon, piżmo, irys


źródło: hermes.com



Właściwie co roku zmieniam perfumy na lato, ale wynika to przede wszystkim z chęci zmiany samej w sobie, a nie posiadania ukochanego letniego zapachu.
Z racji tego, że jestem zwolenniczką zapachów mocniejszych, kompozycje na lato rzadko mnie zachwycają. Są dla mnie zbyt płytkie i oczywiste - cytrusy, kwiaty, owoce...
Ogród nad Nilem był dla mnie zaskoczeniem i zachwytem "od pierwszego powąchania".  Świeży, ale nie płytki i banalny. Skrywający w sobie tajemnicę.
Sok z dojrzałego mango spływający po wargach, wilgotne sitowie. Zielony ogród z liśćmi ciężkimi od kropel wody. Powietrze pachnące odchodzącą burzą...




Szminka MAC Viva Glam II


żródło: maccosmetics.com



Kolekcja szminek Viva Glam powstała w 1994 roku i od tamtej pory aż do dziś zyski z ich sprzedaży przekazywane są na rzecz walki z AIDS.
Mają charakterystyczny dla szminek MAC kształt opakowania oraz "budyniowy";) zapach. Jedyna różnica to zmiana koloru wykończenia opakowania na czerwony.
Szminka z numerem II ma odcień określony jako przytłumiony różowy beż. Wykończenie teoretycznie jest satynowe, choć bardzo blisko mu do matowego.
Kupiłam ją jako codzienny nudziak i jak na razie sprawuje się świetnie. :)




Krem BB Pore Fit Cushion Bottle Skin Food








Kolejny kosmetyk przywieziony z Korei, który zachowałam specjalnie na lato. :)
Krem ma szalenie popularną w Azji postać gąbeczki cushion, ale dodatkowo został zamknięty w metalowej butelce z funkcją... chłodzenia. :)
Przed użyciem wstrząsamy butelkę, następnie kilka razy naciskamy nakrętkę, żeby "wypompować" krem, otwieramy i schłodzony kosmetyk jest już nałożony na gąbeczkę i gotowy do użycia.
Muszę przyznać, że aplikacja takiego zimnego kremu na twarz jest niezwykle przyjemna, idealna na gorące dni, ale też pomocna przy likwidacji porannych obrzęków. Dodatkowo daję duży plus za SPF 50!
Jeśli chodzi o sam podkład, to ma on postać lekko pudrową, do czego musiałam się przyzwyczaić po wielu miesiącach używania typowych BB z efektem glow.  Krycie średnie, wymaga budowania, ale taka lekka formuła świetnie sprawdzi się u mnie w letnich miesiącach.
Reasumując kosmetyk jest bardzo dobry, ale aplikacja mimo wszystko nieco kłopotliwa, bo trzeba się trochę napracować tą małą gąbeczką, którą czasem ciężko utrzymać na palcu. Dla mnie jest to przede wszystkim ciekawy gadżet, a nie podstawowy kosmetyk pierwszej potrzeby.
Ale jest lato, czas szaleństw, schłodzonych drinków i... podkładów! ;-)




Bańki chińskie


Wywodząca się z medycyny chińskiej tajna broń do walki o jędrne ciało bez cellulitu!
Mam nadzieję, że uda mi się wyrobić nawyk regularnego masażu. :)




żródło: wizaz.pl











środa, 1 czerwca 2016

I choćbym miała stanąć na głowie...!



Stanie na głowie było moim marzeniem, odkąd zaczęłam ćwiczyć jogę.
Jednak początkowo spełnienie go wydawało mi się mało realne, bo napawał mnie strachem sam fakt bycia do góry nogami.

Pierwszym przełomem było.... Po prostu spróbowanie! Z pomocą nauczycielki jogi weszłam pierwszy raz w życiu w tę pozycję i okazało się, że bycie do góry nogami wcale nie jest takie straszne. Od tamtej pory chętnie stałam na głowie z mocnym podparciem w postaci ściany.

I niestety zablokowałam się w tym miejscu na dłuższy czas. Nabawiłam się kolejnego lęku, jakim było stanie na głowie bez podparcia. Podobno są osoby, które w tym miejscu już pozostają i nie idą dalej, obawiałam się, że i ja zostanę już na zawsze przy bezpiecznej ścianie mojego pokoju.
Ale z drugiej strony bardzo bałam się upadku, wyobrażałam sobie jak tracę równowagę i całym ciałem lecę do tyłu.
Wtedy usłyszałam od swojej nauczycielki słowa, które zmieniły moje nastawienie nie tylko do jogi, ale do całego życia.
Powiedziała: "Ale czego się boisz? Nie upadniesz dalej, niż na podłogę, a podłoga jest tu blisko."

Przełamałam strach. I pierwszy raz upadłam. I... zdałam sobie sprawę, że upadek wcale nie był taki straszny, a wyniosłam z niego dużą naukę i dzięki temu drugi raz nie popełniłam już tego błędu. To upadki nauczyły mnie najwięcej.
Obecnie coraz lepiej utrzymuję się w pozycji bez podparcia. I nie boję się.

Jest dla mnie niesamowite, jak w jodze ćwiczymy nie tylko ciało, ale również ducha. Praktykę asan coraz częściej odnoszę do radzenia sobie z życiem.
Ze staniem na głowie jest jak z podejmowaniem ryzyka w życiu. Najczęściej czegoś nie osiągamy, bo baliśmy się spróbować. Baliśmy się porażki, niepowodzenia, upadku. Baliśmy się być do góry nogami i spojrzeć na życie z nieznanej perspektywy. Wyolbrzymialiśmy ewentualny upadek, traktowaliśmy go jak koniec świata.
Ale czego się boimy? Przecież nie upadniemy dalej, niż na podłogę.
Warto próbować i upadać, bo upadki wcale nie są takie straszne. A z każdego z nich wynosimy dużo większą wiedzę, niż z bezpiecznego opierania się o ścianę.

Jeszcze pół roku temu patrzyłam na zdjęcia stojących na głowie joginek i myślałam, że to nigdy nie będę ja. A dzisiaj to jestem ja! Nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Nie boję się.















piątek, 13 maja 2016

Ołomuniec - weekend u sąsiadów



Dni robią się coraz dłuższe i cieplejsze, więc coraz chętniej wyjeżdżamy na weekendowe wycieczki.
Ciekawą propozycją spędzenia weekendu, szczególnie dla mieszkańców południowej części kraju, jest czeskie miasto Ołomuniec.

Mieszkańcy Krakowa lub Śląska wygodnie i szybko dotrą tam autostradą. Może to być również ciekawy przystanek na drodze do Pragi.

Ołomuniec ma ponad 1000-letnią historię i jest drugim po Pradze najważniejszym i największym miejskim zabytkowym zespołem urbanistycznym w Czechach.

Można tam niespiesznie pospacerować po starych, klimatycznych uliczkach, spróbować tradycyjnych serków ołomunieckich i oczywiście posilić się przepyszną czeską kuchnią, popijając czeskie piwo.

Była to już moja kolejna i na pewno nie ostatnia wizyta u naszych sąsiadów zza miedzy. :)
















































czwartek, 28 kwietnia 2016

Po prostu muffinki. Z czym tylko zechcesz :-)


Do tej pory skupiałam się tutaj na przepisach na desery zdrowe, wychodząc z założenia, że nie ma żadnego problemu ze znalezieniem przepisu na deser niezdrowy. ;)
Jednak (wbrew pozorom;) nie jestem żywieniową fanatyczką i bardzo często jadam również "zwykłe", tradycyjne potrawy.
Podczas imprez, spotkań rodzinnych czy ze znajomymi nie katuję wszystkich dookoła ciastami z fasoli i nie prawię wykładów o tym strasznym cukrze.

Zbliża się sezon majówek, spotkań przy grillu, pikników, weekendowych wyjazdów.
Na każdą z tych okazji świetną słodką przekąską będą muffinki! Lubią je i dzieci, i dorośli, są banalne w przygotowaniu, świetnie wyglądają i mogą kryć w sobie właściwie dowolne smaki.
To od nich zaczynałam swoją przygodę z pieczeniem i wciąż są to moje ulubione wypieki.



źródło: http://so-so-voce.livejournal.com/



Poniżej przedstawiam przepis podstawowy na ciasto muffinkowe, zaczerpnięty od niezastąpionej Liski z White Plate.
Do takiej bazy możemy dodać dowolne dodatki, o czym opowiem za chwilę.



Przepis podstawowy na muffinki

Składniki:

(na około 12 sztuk)

- 2 jajka
- 130 g cukru
- 1 łyżeczka naturalnego ekstraktu z wanilii
- 250 g mąki pszennej*
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
- 100 g masła
- 200 ml mleka*

- dodatki

* Jak zwykle musiałam coś zmienić - ponieważ takie składniki miałam w domu, użyłam 200g mąki pszennej i 50g mąki ryżowej, a zamiast zwykłego mleka, użyłam owsianego.


Wykonanie:


Piekarnik rozgrzać do 180 stopni.
Jajka, cukier i ekstrakt z wanilii utrzeć na kogel mogel. Masło rozpuścić i dodać do niego mleko.
Mąkę przesiać wraz z proszkiem do pieczenia.
Połączyć ze sobą składniki mokre (kogel mogel i masło z mlekiem), a następnie wmieszać do masy składniki sypkie. Jedynie wymieszać, nie miksować - to sekret muffinek. :)

Formę do muffinek wysmarować masłem lub wyłożyć papilotkami. Polecam formy silikonowe - nie trzeba się martwic o przywieranie ciasta.

Do każdego dołka w formie wlać ok. 2 łyżeczki masy, a następnie dowolnie wybrany dodatek:
owoce, dżem, masło orzechowe, czekolada, Nutella, orzechy.
Na wierzch wylać resztę masy i udekorować np. owocami, płatkami migdałów, orzechami.
Ja tym razem użyłam zapasów mrożonych owoców z lata - borówek i malin. :)
Uwielbiam również połączenie masła orzechowego z bananem.

Piec około 20 minut.


Smacznego!













środa, 13 kwietnia 2016

Ulubieńcy marca 2016 + małe ogłoszenie

1. Płatki kokosowe


Ostatnio moja ulubiona przekąska! Zdrowe, ekologiczne, bez dodatku dwutlenku siarki i smakujące prawdziwym, świeżym kokosem. Mają niezliczoną ilość zastosowań jako dodatek w kuchni, ale świetnie smakują również solo. :)




2. Paleta cieni Zoeva Cocoa Blend


Przez długi czas byłam nastawiona sceptycznie do palet firmy Zoeva, mimo że ogromna ilość osób je zachwalała. Przyznam się do brzydkich myśli - myślałam, że popularność tych palet wynika po prostu z ich korzystnej ceny oraz jest to kupon odcinany ze sławy pędzli tej firmy.
Zakup tej palety był bardzo spontaniczny. Przy okazji innych zakupów zerknęłam na półkę Zoevy i od razu rzucił mi się w oczy cień Warm Notes. Była to miłość od pierwszego wejrzenia i tak... kupiłam całą paletę dla tego jednego cienia! Ale absolutnie nie żałuję tego zakupu, bo poza ta jedną gwiazdą, podoba mi się właściwie każdy inny cień, a na pewno dla każdego znajduję jakieś zastosowanie.
Ta paleta niesamowicie mnie zaskoczyła, a może nawet zaszokowała. Cienie są świetnej jakości, długo utrzymują się na powiece, są miękkie, ale nie za miękkie, dobrze napigmentowane. 
I co dla mnie ważne w przypadku palet - rewelacyjnie skomponowane w przemyślany, wszechstronny zestaw! Na każdą paletę patrzę zawsze całościowo. Oczekuję, że cienie będą dobre nie tylko każdy indywidualnie, ale też jako komplet, którym można wykonać wiele makijaży bez konieczności dodawania czegoś spoza palety. I w tym wypadku Cocoa Blend przebiła Naked2 lub Nude'tude! Na pewno nie jest to moja ostatnia paletka tej marki (mimo ostatniego wzrostu cen...).



3. Serial "Breaking Bad"


Tak, jestem trochę do tyłu z serialami. ;) Breaking Bad zakończył się w 2013 roku, ale ja skusiłam się na niego dopiero teraz. Wciągnęłam się już od pierwszego odcinka, a aktualnie jestem na trzecim sezonie.
Niesamowicie podoba mi się główny, dosyć unikatowy wątek, ale też aspekty psychologiczne wyboru między dobrem i złem. Jest wiele zaskakujących i mocnych scen, które na długo zostają w pamięci.
Jeśli ostał się jeszcze ktoś taki jak ja i nie zna tego serialu, to bardzo polecam! :)





4. Termy Szaflary


Miejsce, gdzie można zrelaksować się w cieplutkiej wodzie bogatej w składniki mineralne z widokiem na góry.
Polecam szczególnie w chłodnych porach roku, bo fajnie siedzieć w gorącym basenie, gdy dookoła ziąb. :)



źródło: mydeal.pl






Ten post nie miał wstępu, ale będzie miał za to słowo na zakończenie. Zastanawiam się, czy nie będą to już ostatni ulubieńcy na moim blogu... 
Po tych kilku miesiącach z ulubieńcami muszę przyznać, że ten cykl wcale nie jest taki prosty do prowadzenia. Czas leci bardzo szybko i zanim się obejrzę mija kolejny miesiąc i okazuje się, że już trzeba tworzyć nowych ulubieńców. Ostatnio poczułam w związku z tym lekką presję... Z jednej strony bez sensu jest zamieszczać ulubieńców z miesięcznym opóźnieniem, a z drugiej ciężko co 30 dni wynajdować zestaw kilku nowych "ulubionych" rzeczy. Nie posiadam, ani nie kupuję dużej ilości rzeczy, a nawet jeśli, to nie każda nowa rzecz staje się ulubioną. A też nie chcę umieszczać w tych wpisach czegoś na siłę, tylko po to, żeby wpis mógł powstać.
Myślę, że zaletą mojego bloga jest właśnie to, że wpisy powstają spontanicznie, piszę tylko wtedy, gdy mam ochotę i naprawdę chcę się czymś podzielić. Nie narzuciłam sobie żadnych zasad typu "nowy wpis w każdy poniedziałek i czwartek!", nie chcę czuć żadnej presji i pisać na siłę.
Z tego względu prawdopodobnie zakończę cykl ulubieńców, ale na pewno zamiast niego powstanie jakiś inny, w którym będę przedstawiać zestawienia rzeczy z ostatniego czasu. Nowości, rzeczy, których często używałam, które mnie zainteresowały, ale też niekoniecznie stały się ulubieńcami.

Mam nadzieję, że nowy cykl Was zainteresuje i wynagrodzi brak regularnych ulubieńców. :)