wtorek, 22 grudnia 2015

Encyklopedia Zdrowych Deserów: Piernik bezglutenowy

Święta to czas odpoczynku. Osoby zdrowe, które na co dzień stosują różne diety, w okresie świątecznym często robią sobie od nich odpoczynek i jedzą "normalnie".
Niestety osoby cierpiące na celiakię, muszą zmagać się ze swoją chorobą również w Święta.

Z tego powodu podjęłam wyzwanie upieczenia świątecznego piernika w wersji bezglutenowej. Na szczęście tym razem wybór mąki był dla mnie oczywisty - gryczana! Jej wyraźny korzenny posmak dyskwalifikuje ją z wielu słodkich wypieków, ale do piernika pasuje idealnie. :)

Życzę wszystkim zdrowych, spokojnych i wesołych Świąt! :)






Piernik bezglutenowy



(opracowano na podstawie przepisu z bloga Kwestia Smaku)

Składniki:

- 130 g oleju kokosowego (lub masła)
- 130 g miodu
- 4 łyżki ksylitolu (lub innej substancji słodzącej)
- 2 łyżki przyprawy do piernika
- 250 g mąki gryczanej
- 50 g mąki ziemniaczanej (lub ryżowej, jaglanej)
- 2 łyżeczki sody oczyszczonej
- 250 ml dowolnego mleka
- 2 jajka
- opcjonalnie: suszone śliwki, orzechy, czekolada


Wykonanie:

W garnku roztopić powoli olej (masło), miód, ksylitol, przyprawę do piernika. Zdjąć z ognia, dodać mąki i sodę, wymieszać. Mieszając, dodawać mleko i jajka. Oraz ewentualnie posiekane orzechy, jeśli ich używamy. 
Masę wylać do wyłożonej papierem keksówki. Wierzch można posypać posiekanymi suszonymi śliwkami.
Piec około 40 minut w temperaturze 175 stopni.
Po wystudzeniu można polać roztopioną ciemną czekoladą.

Smacznego!




piątek, 18 grudnia 2015

Pomarańczowa zupa krem

Nie od dziś wiadomo, że kolory mają na nas duży wpływ. Otaczając się odpowiednimi barwami, możemy zmienić swój nastrój, a nawet leczyć choroby.
Z potęgi kolorów korzystali już starożytni, a obecnie chromoterapia (koloroterapia) zajmuje ważne miejsce wśród metod medycyny alternatywnej.

Leczniczych kolorów nie musimy szukać daleko - możemy codziennie znajdować je na swoim talerzu.
Dzisiaj chciałabym zaproponować szybką zupę-krem, która obdarzy nas wszystkimi zaletami pomarańczowych warzyw, owoców i przypraw, oraz właśnie koloru pomarańczowego.

Jakie są pozytywne cechy tego koloru?

"Kolor ten niesie zdrowie, radość, witalność oraz siły twórcze. Daje również pewność siebie, optymizm, odwagę a także spontaniczność. Cechą tego koloru jest również dobra komunikacja, a także przedsiębiorczość."

Wpływ na zdrowie:
"Kolor ten stymuluje krew i procesy krążenia. Wpływa na układ nerwowy, oddechowy i mentalny. Kolor ten energetyzuje ciało. Przy jego udziale rosną zdrowe włosy, paznokcie, kości i zęby. Można go stosować w leczeniu śledziony oraz w zaburzeniach nerek. Wpływa również korzystnie na żołądek, trzustkę, pęcherz a także płuca. Usuwa wrzody i kamienie żółciowe.  Działa również korzystnie przy skrętach jelit i słabej perystaltyce, a także spastyczności okrężnicy. Świetnie działa na zaparcia. Kolor pomarańczowy korzystny jest również dla naszego serca oraz wątroby. Jasne odcienie tego koloru można wykorzystać do leczenia artretyzmu oraz reumatyzmu."

Zapraszam na zupę!





Zupa-krem w kolorze pomarańczowym


Składniki:

- ok. 0,5 kg marchwi
- średniej wielkości batat (słodki ziemniak)
- 1 cebula
- 1 ząbek czosnku
- szklanka suchej czerwonej soczewicy
- bulion warzywny lub woda
- pół szklanki świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego
- kurkuma
- sól, pieprz
- oliwa z oliwek

Podane ilości są jedynie orientacyjne. Proporcje składników suchych i mokrych możemy zmieniać, w zależności od tego, jaką gęstość zupy chcemy uzyskać. Wedle upodobań smakowych możemy również zmodyfikować proporcje marchewki, batatów i soczewicy.

Wykonanie:

W garnku rozgrzewamy niewielką ilość oliwy i szklimy na niej pokrojoną w kostkę cebulę i czosnek. Po chwili dodajemy obrane i pokrojone w kostkę bataty i marchewkę. Dusimy kilka minut na małym ogniu pod przykryciem. Następnie wlewamy gorący bulion lub wodę - tak, żeby warzywa były w całości przykryte. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy na małym ogniu około 10-15 minut. Po tym czasie dodajemy przepłukaną soczewicę i gotujemy kolejne 10-15 minut - do czasu, gdy wszystkie składniki będą miękkie. Wtedy garnek zdejmujemy z ognia i blendujemy zupę na gładki krem. Ponownie stawiamy go na małym ogniu i doprawiamy do smaku kurkumą, solą i pieprzem. Na koniec dolewamy sok pomarańczowy, najlepiej wtedy na bieżąco próbować zupę i oceniać, czy potrzeba więcej soku. (Dużo zależy od smaku i stopnia dojrzałości naszych pomarańczy).
Gotujemy jeszcze chwilę. Gotowe. :-)

Smacznego!












środa, 16 grudnia 2015

Po co ci kaloryfer na brzuchu?

Chyba nie ma wśród nas osoby, która nie zetknęłaby się z modą na bycie "fit". Fit przemawia do nas z telewizji, gazet, a przede wszystkim z internetu.

Zanim więc zostaniemy wciągnięci przez tę medialną machinę, warto zadać sobie pytanie, co dla nas tak właściwie oznacza zwrot "być fit"?

Ja osobiście nie lubię tego słowa, ale gdybym miała stworzyć własną definicję, to byłoby to - mówiąc w skrócie - szeroko pojęte dbanie o siebie i swoje zdrowie.
Warto w tym miejscu zerknąć na współczesną definicję słowa "zdrowie" wg WHO. Mówi ona o pełnym dobrostanie fizycznym, psychicznym i społecznym. Pojawia się w niej angielskie słowo "wellbeing", które powinno w naszych głowach zastąpić "fit".



źródło: www.griffith.edu.au


Dlaczego o tym wspominam? Łatwo zauważyć, że dla wielu osób (a może większości...?) "fit" jest rozpatrywane tylko w aspekcie fizycznym. Są to działania podejmowane w jednym, ściśle sprecyzowanym celu - osiągnięcia konkretnego wyglądu.
Jednym z czołowych wyznaczników bycia fit jest tytułowy kaloryfer na brzuchu. Sześciopak, sixpack, krata... Każdego dnia internet zalewają miliony zdjęć tej części ciała. Zdjęcie przed lustrem, ujęcie z góry, nonszalancko podwinięty podkoszulek. Ludzie dochodzą do perfekcji w robieniu selfie własnego brzucha.
Jakiś czas temu amerykańska trenerka fitness została zaatakowana w internecie, że jest kłamczuchą i nie jest prawdziwą trenerką, bo nie ma kaloryfera.
Dla wielu osób taki a nie inny wygląd mięśni jest właśnie wyznacznikiem bycia fit, dobrej formy, dobrej kondycji, czy wreszcie zdrowia [sic!].

Niestety nietrudno zauważyć, że dla pewnego grona, rzekomy zdrowy tryb życia jest tylko przykrywką do leczenia kompleksów, poprawy niskiej samooceny, braku pewności siebie, czy drogą do pozornego rozwiązania innych, głębszych problemów.
Instagramowe domorosłe celebrytki zakładają coraz bardziej kusą bieliznę i posuwają się coraz dalej w eksponowaniu ciała, byle tylko podbudować ego. Codzienna dawka komplementów od obcych ludzi z internetu działa lepiej, niż poranna kawa!
Oczywiście mało kto ma odwagę przyznać, że liczy się dla niego tylko wygląd, a ów cel uświęca środki. Słyszymy za to szumne hasła o zdrowym stylu życia, zdrowym odżywianiu i wielkim szczęściu, jakie przynosi ćwiczenie na siłowni.
Każda taka osoba z marszu tytułuje się inspiracją i motywatorką. To takie świetne uczucie! Wreszcie stać się kimś docenianym, podziwianym. W realnym życiu jest to trochę trudniejsze. Zawsze znajdzie się ktoś lepiej wykształcony, bardziej oczytany, bardziej elokwentny, odnoszący większe sukcesy, czy po prostu bardziej lubiany. W realnym życiu chodzimy w ubraniach i nikt nie widzi i nie chwali naszego kaloryfera. A w internecie wystarczy szybkie zdjęcie, bluzka do góry, jedno selfie brzucha. Odśwież komentarze: "Jesteś moją motywacją!". Uff. Radość, szczęście - jestem kimś!

Po co poruszam ten temat tabu? Warto uświadomić sobie to wszystko, zanim damy się wciągnąć w kłamliwą machinę "bycia fit". Zanim ktoś usilnymi staraniami w końcu przekona nas, że tak powinniśmy wyglądać, tak żyć, że to jest piękno, że to jest zdrowy wygląd. Zanim ktoś w końcu wyleczy przy naszej pomocy kompleksy i sprawi, że poczujemy się gorsi.


Mięsień prosty brzucha - to właśnie on tworzy "sześciopak".
(żródło obrazka: doz.pl)


Zanim pozazdrościsz komuś kaloryfera na brzuchu, zadaj sobie tytułowe pytanie: po co jest ci on potrzebny?
Może przybliżmy kilka faktów.


  • Mięśnie brzucha są oczywiście bardzo istotne, ale przede wszystkim ich warstwa głęboka (albo bardziej fachowo: mięśnie ściany tylnej brzucha). To ona odpowiada za ochronę i stabilizację kręgosłupa, prawidłową postawę, a także usprawnia pracę narządów wewnętrznych i czynności takich jak oddychanie, trawienie. Niestety silne mięśnie głębokie nie wyglądają szczególnie sexy, więc większość osób skupia się na warstwie powierzchownej (przedniej), która nie odgrywa tak istotnej roli dla naszego zdrowia, ale za to tworzy pożądany "sześciopak".


  • Pracując jedynie nad rozwojem warstwy mięśni powierzchownych, a zaniedbując mięśnie głębokie, możemy doprowadzić do zachwiania równowagi w naszym układzie mięśniowym. Może się to objawić w postaci nieprawidłowej postawy ciała, bólów karku i pleców, zaburzeń w obrębie miednicy.

  • Kobiety z natury są hojniej obdarzone ilością tkanki tłuszczowej w organizmie. Gromadzi się ona na przykład w piersiach, na biodrach, jak również na przedniej ścianie brzucha. Łatwo się domyślić, że aby wypracować kaloryfer i wyeksponować mięśnie brzucha, należy najpierw pozbyć się tkanki tłuszczowej. Niestety w przypadku kobiety zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej może mieć poważne konsekwencje zdrowotne, takie jak: brak równowagi hormonalnej, zanik miesiączki, zmniejszenie płodności. Kolejnym problemem, który dotyczy kobiet w przypadku zbyt niskiego poziomu tłuszczu, jest utrata masy kostnej. Jest to spowodowane niskim poziomem estrogenu, który sprzyja utracie minerałów, co skutkuje utratą gęstości kości.


  • I na koniec: kaloryfer na brzuchu nie wyleczy twoich głęboko skrywanych kompleksów. To tylko element wyglądu, który nie uczyni cię mądrzejszą, ładniejszą, bardziej lubianą. Prawdziwe życie różni się od tego w internecie. Owszem, ludzie widzą, jak wygląda twoje ciało, czy jesteś szczupła, zgrabna. Ale nie dostrzegają przez ubranie takich detali, jak mniej lub bardziej wyeksponowane mięśnie. Jak najbardziej warto dbać o siebie i swoje ciało, ale "wyhodowanie" takich mięśni wymaga czegoś więcej, niż przeciętna aktywność i zdrowa dieta. Od posiadania zadbanego ciała i płaskiego brzucha, do utrzymania regularnego sześciopaku jest daleka droga. Czy jest to coś, dla czego warto obsesyjnie ćwiczyć czy do końca życia zrezygnować z wypadów z przyjaciółmi na pizzę lub drinka?

Temat kaloryfera na brzuchu tak naprawdę jest pretekstem do poruszenia czegoś głębszego. Wróćmy do przedstawionej wyżej definicji zdrowia i pytania, czy "bycie fit" się w niej mieści?

Jak przypuszczałam, zaczynają się pojawiać osoby, które mają w końcu odwagę przyznać, że życie w stylu fit i walka o umięśnione ciało wcale nie wpłynęły pozytywnie na ich stan zdrowia.
Mordercze treningi wykonywane z dużą częstotliwością, restrykcyjna dieta, często wspomagacze, które mają usprawnić wzrost mięśni. To wszystko powoduje zaburzenie homeostazy organizmu, rozregulowanie gospodarki hormonalnej i różne problemy zdrowotne, których nie widać na pięknych zdjęciach w internecie.

Na zdrowie składa się również stan dobrostanu psychicznego. Wszyscy fit-ludzie zarzekają się, jacy to są szczęśliwi, prowadząc taki styl życia. Każde zdjęcie na instagramie ma hashtag #happy i #ilovemylife.
Czy aby na pewno uszczęśliwi nas życie wg ściśle rozpisanego grafiku? Zrywanie się bladym świtem, żeby móc zrobić trening przed pracą. Podporządkowywanie rozkładu dnia do harmonogramu ćwiczeń. Rezygnacja z innych aktywności, żeby nie zawalić planu treningowego. Codzienne sprawdzanie przed lustrem, czy mięśnie urosły, albo broń Boże się nie zmniejszyły.
I druga, żywieniowa strona medalu - obsesyjne liczenie kalorii, ważenie posiłków, przeliczanie "makro". "Mogę zjeść tylko dwie truskawki, bo trzecia już nie mieści się w moim makro". Przygotowywanie codziennego zestawu pudełek z dietetycznymi posiłkami. Żywienie się samym ryżem, kurczakiem i omletami białkowymi.
Lęk przed wyjściem ze znajomymi do restauracji - czy w menu będzie coś dietetycznego? Przecież nie mogę złamać diety, a znowu znajomi mnie skrytykują, jeśli odmówię zjedzenia czegokolwiek.

I tutaj dochodzimy do kolejnego aspektu zdrowia - dobrostanu społecznego.
Obserwując z boku fit-maniaków, można zauważyć postępującą alienację i zachowania aspołeczne. 
Często czytam o tym, jak wywołuje w nich panikę zaproszenie na wesele czy inną imprezę rodzinną. Bo tam będą same tłuste, kaloryczne potrawy, bo będą mnie zmuszać do zjedzenia kawałka tortu. Nie wiem, czy śmiać się, czy płakać, gdy ludzie całkiem serio piszą, że rozważają zabranie na wesele własnego jedzenia w pudełkach.
Obserwuję z boku, jak z powodu diety i harmonogramu ćwiczeń rezygnują z wyjść z przyjaciółmi, spotkań towarzyskich. Przed wyjazdem na wakacje histerycznie szukają hotelu z siłownią, żeby nie opuścić ani jednego treningu. Panicznie boją się, żeby podczas wczasów nie zawalić diety.
A w końcu alienują się od starych znajomych, którzy nie są fit i otaczają się tylko ludźmi podobnymi sobie. Nawzajem nakręcają się na ćwiczenia, wspólnie omawiają spożywane posiłki i oczywiście komplementują swoje nowe fotki: "Brawo kochana! Jesteś taka cudowna!".


źródło: http://ianluntecology.com/




Warto dbać o zdrowie i prowadzić zdrowy tryb życia. Ale zanim rozpoczniemy projekt "fit", zastanówmy się, co to tak naprawdę dla nas znaczy?


Czy obsesyjne skupianie się na wyglądzie wyjdzie nam na dobre? Przecież jest to coś tak bardzo ulotnego. Wystarczy choroba, przeziębienie, gorsze dni, lekka kontuzja. I nagle wszystko się wali. W przypadku kobiety oczywistym jest, że zajście w ciążę uniemożliwi wiele typów ćwiczeń, zmusi do zmiany sposobu odżywiania. Tak, ciąża zniszczy twój kaloryfer na brzuchu. Ale czy aby na pewno jest on dla ciebie taki ważny? 



Przemyślmy wszystko długofalowo i włączmy rozsądek. Wypad na drinka ze znajomymi raz na kilka miesięcy nas nie zabije. Kawa i ciastko z przyjaciółką raz na jakiś czas nie sprawi, że z marszu przytyjemy kilka kilogramów. A godzina czytania ciekawej książki pod ciepłym kocem być może da nam więcej, niż godzina machania sztangą. Zamiast spędzać czas z trenerem personalnym na siłowni, może lepiej pojeździć na rowerze z bliską osobą lub pójść na spacer z dawno niewidzianą babcią.

I przede wszystkim rozsądnie dobierajmy motywację i fit-idoli. 
Osoby, które tytułują się motywatorami zdrowego stylu życia, bardzo często nie mają pojęcia o zdrowiu i ludzkim organizmie. Często dyktują komuś zalecenia dietetyczne na podstawie informacji znalezionych na przypadkowych blogach czy niemerytorycznych stronach internetowych. Powielają stereotypu bądź aktualne mody żywieniowe, które nie mają naukowych podstaw. Pokazują ćwiczenia, które doprowadzą do uzyskania upragnionej muskulatury, ale mogą też wyrządzić nam krzywdę.
Pamiętajmy, że osoba, która codziennie wkleja zdjęcie z podpisem, jaka to jest szczęśliwa, niekoniecznie musi taka być. Jeśli jesteś szczęśliwy, nie potrzebujesz codziennie o tym wszystkich dookoła zapewniać. Jeśli kochasz swoje ciało, nie potrzebujesz codziennie szukać komplementów na jego temat od obcych osób. Jeśli jesteś pewny siebie i świadomy swojej wartości, nie potrzebujesz codziennie dowartościowywać się kolejnym selfie.

Nie daj sobie wmówić, że kaloryfer na brzuchu to coś, czego potrzebujesz do szczęścia i zdrowia. ;-)


Powodzenia w odszukaniu własnego "wellbeing"! :)









środa, 2 grudnia 2015

Encyklopedia Zdrowych Deserów: Ciasto czekoladowe z buraków

Zastanawia mnie, dlaczego wszyscy tak bardzo wzbraniają się przed deserami przygotowanymi na bazie warzyw? A już szczególnie osoby, które nigdy ich nie jadły...
Czy nie jest to jedynie stereotyp myślowy i przyzwyczajenie, że owoce je się na słodko, a warzywa na słono?
Na pewno nie ma w tym zbyt wiele logiki. Na przykład nie przeszkadza nam ciasto z cytryn, które są bardzo kwaśne, ale nie wyobrażamy sobie ciasta ze słodkiego i soczystego buraka.
A może oczyśćmy umysł ze stereotypów i zacznijmy wszystko od nowa. Tabula rasa. :-)

Ciasto czekoladowe z buraków






Składniki:


- 300g ugotowanych lub upieczonych buraków*
- 100g dobrej gorzkiej czekolady z wysoką zawartością kakao
- 80g zmielonych na mąkę migdałów (lub płatków owsianych)
- 2 jajka
- 4 łyżki ksylitolu
- 4 łyżki oleju roślinnego
- 2 łyżki kakao
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia bezglutenowego (jeśli ciasto ma pozostać bezglutenowe)
- szczypta soli


*Buraki można ugotować w wodzie, jednak pamiętajmy, że wtedy wraz z nią wylejemy wiele cennych składników. Lepszym rozwiązaniem jest upieczenie w piekarniku buraków zawiniętych w folię. Niestety jest to rozwiązanie mało ekonomiczne. Najlepiej skorzystać z okazji, gdy używamy piekarnika do przygotowania innej potrawy i dorzucić obok kilka buraczków.


Wykonanie:


Buraki miksujemy/blendujemy/ścieramy na tarce. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i mieszamy z burakami. Dodajemy pozostałe mokre składniki, czyli jajka i olej.
W drugim naczyniu mieszamy wszystkie składniki sypkie - "mąkę", ksylitol, kakao, proszek do pieczenia, sól.
Dodajemy składniki mokre do suchych i mieszamy do uzyskania jednolitej masy.
Gotową masę przelewamy do formy wyłożonej papierem i pieczemy ok. 45 minut w temperaturze 180 stopni.

Ciasto można udekorować według uznania, świetnie pasują świeże owoce, których ja akurat nie miałam. :)



Z czekoladowymi pozdrowieniami:






Co kupić osobie, która ma wszystko?

To pytanie często pojawia się wśród przedświątecznych dylematów.
W dzisiejszych czasach szalonego konsumpcjonizmu mamy nieograniczony dostęp do produktów wszystkich kategorii. Jeśli nie znajdziemy ich stacjonarnie, to możemy wymarzoną rzecz zamówić przez internet, choćby z drugiego końca świata. Ceny również są przystępne, bo właściwie każda rzecz poza droższym, ma też jakiś tańszy odpowiednik.
Z tej przyczyny nie trzeba być milionerem, żeby stać się osobą, która "wszystko ma".

Kupowanie prezentów takiej osobie nastręcza trudności i niestety zbyt często kończy się kapitulacją, w postaci zakupu kolejnej z rzędu świeczki zapachowej czy kubka ze śmiesznym napisem.


Już od jakiegoś czasu zaprzestałam przywożenia z podróży pamiątek w postaci figurek do postawienia na półce, obrazków do powieszenia na ścianie, breloczków... Najpiękniejszą pamiątką są piękne wspomnienia, przeżyte przygody, smaki i zapachy, które pozostaną z nami dłużej, niż jakakolwiek materialna rzecz.
Podobnie w życiu codziennym, często zamiast kupić piętnasty błyszczyk do ust, wolę niespiesznie napić się dobrej kawy w ulubionej kawiarni. Zamiast kolejnej eleganckiej sukienki, której długo nie będę miała okazji założyć, wolę relaksujący masaż.

Piękne chwile są dużo cenniejsze, niż piękne przedmioty.

Poszukując prezentów, wychodzimy z błędnego założenia, że musi to być przedmiot, coś materialnego. I osobie, która ma mnóstwo przedmiotów, dokupujemy kolejny do kolekcji... To nie może się udać.

W tym roku zróbmy inaczej! Oto kilka inspiracji na prezenty, które pozostawiają miłe wspomnienia i nie zbierają na sobie kurzu.

Bon upominkowy


Takie bony kojarzą nam się ze sklepami z odzieżą lub drogeriami. Coś na zasadzie: "Nie chce mi się szukać dla ciebie perfum, masz tu bon i wybierz sobie sama". 
Jednak pamiętajmy, że prezent w postaci bonu, kuponu możemy nabyć nie tylko w sklepach, ale w wielu innych miejscach. Kilka przykładów:

Gabinet kosmetyczny, SPA:
Pakiety zabiegów najczęściej są drogie, ale zawsze możemy wykupić tylko jeden zabieg, np. masaż relaksacyjny, masaż twarzy, maseczka, manicure, pedicure.

Salon fryzjerski:
Oczywiście nie chodzi o to, żeby nakłaniać kogoś do ścięcia czy przefarbowania włosów. Właściwie każdy salon fryzjerski oferuje zabiegi odżywcze czy pielęgnacyjne rytuały, które poprawią kondycję naszych włosów i świetnie zrelaksują. 

Restauracja:
Pewnie teraz wiele osób pomyśli: "Mam dać komuś w prezencie kupon na jedzenie?!". Pamiętajmy, to nie bon do supermarketu, tylko pyszna kolacja w pięknym miejscu. Każdy z nas lubi raz na jakiś czas wybrać się do dobrej restauracji. 

Bilety do kina, teatru, opery:
Chyba każdy lubi kino. Każdy również żałuje, że tak rzadko chodzi do teatru. Bilety będą świetną motywacją, żeby w końcu się tam wybrać.

Większość z nas ma szafy pełne ubrań, łazienki pełne kosmetyków i mieszkania pełne bezużytecznych rzeczy. Jedyne, czego mamy mało, to czas. Wciąż nie mamy czasu, żeby zrobić coś dla siebie, odpowiednio o siebie zadbać, znaleźć chwilę tylko dla siebie i bez skrupułów ją wykorzystać.
Dodatkowo najczęściej szkoda nam pieniędzy na takie rozpieszczanie się, bo przecież zawsze jest jakiś ważniejszy wydatek. Paznokcie mogę pomalować sobie sama, a lepiej pomalować nieświeże ściany w kuchni. Chyba każdy z nas to zna...
Dlatego taki bon będzie przyjemnym kopniakiem, żeby na chwilę oderwać się od codzienności.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden praktyczny aspekt takiego rozwiązania: właściwie każdy z takich bonów może opiewać na dwie osoby, więc możemy kupić jeden wspólny prezent dla pary.
Uwierzcie, zabiegani rodzice będą wam wdzięczni dużo bardziej za możliwość wspólnego wyjścia do restauracji, niż za skarpetki i krawat.

Przygotowałam jeszcze kilka mniej standardowych propozycji:

Prenumerata ulubionego czasopisma:
Hmm, może to brzmi banalnie. Ale to miłe, gdy bliska osoba będzie co miesiąc znajdować w skrzynce prezent od nas. I to nie raz, ale przez najbliższy rok!

Subskrypcja boxu tematycznego:
Subskrypcja boxów, czyli po polsku pudełek, staje się coraz popularniejsza w naszym kraju. W skrócie na czym to polega: wybieramy ilość miesięcy subskrypcji, opłacamy odpowiednią kwotę i co miesiąc dostajemy pudełko z ciekawymi niespodziankami, produktami do testowania itp.
Pudełka mogą mieć różne tematy. 

Najpopularniejsze są boxy kosmetyczne, jak ShinyBox, BeGlossy.

Są również pudełka dla fanów zdrowego odżywiania: Cud Miód Box, Sielski Box. Paczki takie zawierają najczęściej naturalne produkty od polskich producentów.

Bakeo - to pudełko ze zdrowymi przekąskami, jak suszone lub kandyzowane owoce, orzechy, nasiona - do wyboru 50 rodzajów! Taką paczkę można otrzymywać raz w tygodniu, jako alternatywę dla słodyczy i niezdrowych przekąsek.

Istnieją także boxy dla kobiet w ciąży i mam niemowlaków - BonBonBaby, BrzusioBox. W tych pudełkach znajdziemy produkty dedykowane mamom i maluszkom, takie jak akcesoria niemowlęce, pierwsze zabawki, zdrowe przekąski, książeczki. Przy wyborze pudełka określamy, czy ma być dla dziewczynki, chłopczyka, bądź jeszcze nie znamy płci dziecka. 

SkillsBox - pudełka subskrypcyjne o tematyce samorozwojowej dla przedsiębiorczych kobiet.

PsiaPaka, PakaZwierzaka, Kot w Worku - to pudełka dla właścicieli zwierząt. :)

Jak widać wybór jest szeroki, więc może warto zaskoczyć bliską osobę takim pudełeczkiem? :)

Spotkanie ze stylistką:
Takie spotkanie może przyjąć różne formy. Mogą to być wspólne zakupy, przegląd szafy, analiza sylwetki i typu kolorystycznego oraz dobór pasujących do nas ubrań. Warto wraz z profesjonalistą poszukać własnego stylu. :)

Metamorfoza:
Może to być metamorfoza w salonie fryzjerskim, gdzie profesjonalista dobierze idealną dla nas fryzurę i ją wykona. Wiele miejsc oferuje "pełen pakiet", gdzie mamy wykonaną nową fryzurę, makijaż, dobrane nowe ubrania. Taka metamorfoza często kończy się sesją zdjęciową.

Sesja zdjęciowa:
Idąc za ciosem - u każdego fotografa można wykupić w prezencie sesję zdjęciową. Może to być sesja dla jednej osoby, ale też sesja dla pary, sesja rodzinna. Chyba każda kobieta chciałaby choć na moment stać się modelką, a potem zyskać na pamiątkę piękne, profesjonalne zdjęcia.

Warsztaty, kursy, lekcje:
Kurs gotowania, wizażu, fotografii, nurkowania, robienia na drutach - wybór jest nieograniczony. Każdy z nas ma jakąś umiejętność, której chciałby się nauczyć. Można znaleźć kursy jednodniowe, które nie zrujnują naszej kieszeni. Natomiast jeśli chcemy zainwestować w coś droższego, warto złożyć się w kilka osób i kupić wspólny prezent.

Skok na spadochronie, skok na bungee:
To już prezent nieco ekstremalny. Trzeba dobrze znać osobę obdarowywaną i wiedzieć, czy ma ona w sobie żyłkę ryzykanta. Uwierzcie mi, są osoby, dla których jest to wielkie życiowe marzenie!

Kupon z firmy typu Prezent Marzeń:
Pojawia się coraz więcej firm, które oferują gotowe kupony prezentowe. Wybór jest naprawdę duży. Paintball, gokarty, sporty wodne, przelot paralotnią, przejażdżka samochodem wyścigowym, jazda konna, pakiety spa, pakiety pobytowe w hotelach, degustacje win, potraw. Warto się zapoznać z ofertą takich firm. Być może bez wychodzenia z domu spełnimy czyjeś wielkie marzenie. :)


Mam nadzieję, że moje propozycje będą inspiracją do zakupu niebanalnych prezentów. Nie tylko dla osób, które "mają wszystko". ;-)


















wtorek, 1 grudnia 2015

Ulubieńcy listopada 2015

Na wszystkich blogach i vlogach zawsze niecierpliwie czekam na ulubieńców miesiąca! Chętnie oglądam i inspiruję się ulubieńcami innych osób, więc sama postanowiłam przedstawić swoich. :)

Na co dzień zbyt często słyszymy narzekanie na temat tego, co nam się NIE podoba, więc myślę, że warto koncentrować się i mówić głośno o tym, co lubimy, co nam się podoba, co daje nam radość. :)


LISTOPAD 2015 




1. Masło do ciała o zapachu mango The Body Shop


Jest to tak naprawdę ulubieniec każdej jesieni i zimy. Regularnie do niego wracam, kiedy tylko robi się chłodniej. Łączy w sobie bogatą, aksamitną konsystencję z zapachem jednego z moich ulubionych owoców. Bardzo polecam masła do ciała z The Body Shop! :)

źródło: http://www.thebodyshop-usa.com/


2. Koreańskie maseczki płachtowe 


Przywiozłam zapasy z Korei Południowej i regularnie ich używam. Jest to bardzo prosta i wygodna forma aplikacji maski na twarz. Relaks gratis. ;-) Oczywiście takie maseczki są znane w Polsce, ale jednak w Azji święcą triumfy popularności. Świadczy o tym chociażby fakt, że są tam specjalne drogerie specjalizujące się tylko w maskach!



źródło: http://www.shape.com.sg/


3. Napar z imbiru i cytryny


Mój jesienny faworyt, jeśli chodzi o rozgrzewające napoje. Pyszny i zdrowy. Wystarczy kawałek korzenia imbiru pokroić na kawałeczki, dodać plasterek cytryny i zalać wrzątkiem. Można dosłodzić do smaku miodem. Gotowe!



źródło: http://lindawagner.net/


4. Książka "Magia Sprzątania" Marie Kondo


Te książkę znają już chyba wszyscy. Nie spodziewałam się po niej zbyt wiele, ale muszę przyznać, że wprowadziła pozytywne zmiany do mojego życia i zmieniła moje myślenie na temat posiadanych przedmiotów.



żródło: empik.com


5. Wakacje w ciepłym kraju!


Tak, to mój zdecydowany ulubieniec listopada tego roku. Część tego zimnego i deszczowego miesiąca spędziłam w Zjednoczonych Emiratach Arabskich i przyjemnych 35 stopniach. ;-)









Do zobaczenia za miesiąc w kolejnych ulubieńcach! :)